piątek, 21 marca 2008

Elefantentreffen na Szewskiej

'
To było szybkie, nagłe i krótkie zlecenie foto. Chociaż musiałem przejść kilka kilometrów w pełnym rynsztunku motocyklowym kalwaryjskimi ścieżkami. Zadzwonili z Agencji, poprosili o zdjęcie z liturgii Wielkiego Czwartku... pojechałem oczywiście na AT. Żeby szybciej, żeby przyjemniej.... wiadomo nosi człowieka.... Pani na stacji BP proponowała hot doga - ja na to, że wystygnie w kufrze, ona że na miejscu - ja, że spieszę się nieco, ona że może chociaż princesse - ja, że na miejscu nie wypada jeść wśród tłumu wiernych... poprosiła, żeby ostrożnie - pojechałem. Po drodze spadło kilka płatków śniegu. Takie wiosenne klimaty. Na miejscu kiedy ruszyła procesja pasyjna zrobiło się ciemno i... biało. Bardzo biało. Myślę sobie - nie jest dobrze. Przynajmniej zdjęcia będą bardziej "fotogeniczne". Pół godziny później, kiedy wszyscy ruszyli w kierunku Pałacu Kajfasza znów wyszło słońce. Zaszło kilka kilometrów dalej, kiedy wracając już prawie dotykałem AT. Szybko ubrałem kask, żeby nie zmoczyć włosów, które dopiero co zdążyły wyschnąć po poprzednim ataku zimy, odpaliłem Królową i w drogę. Jadę bardzo powoli w dół w krętą, śliską drogą w kierunku centrum miasta a z lewej drogi podporządkowanej coraz wyraźniej majaczy mi widok jednego, później dwóch czarnych sprzętów z jeźdźcami w kaskach bez szybek i szalikach ! Zbliżam sie, myślę kawasaki... junaki..... wski......... nie ! To dwa Ogary !!! Chłopaki wyglądają naprawdę dumnie - jak prawdziwi harley'owcy na dzikim zachodzie. Patrzą na mnie, ja na nich, kilka sekund i znów tylko śnieg. Sypie niemiłosiernie. Po kilku kilometrach udało mi się wyprzedzić tą parszywą chmurę. Gnałem do światła i błękitnego nieba jak ćma do świeczki. Nawet asfalt zrobił się suchy tuż przed zakopianką. Niestety na niej zrobiło sie znów mokro, ciemno i do tego zaczęło wiać. Nie udało sie ominąć zwężenia drogi bokiem tak jak w poprzednią stronę. Wlokę się więc za cysterną dobrą chwilę. Kiedy pojawiają sie dwa pasy odkręcam tylko na tyle, żeby śnieg omijał mi kask. W Krakowie prędkość spada, co chwilę światła, przecieram szybę częściej niż zmieniam biegi. Na alejach trochę luźniej, z Dębnickiego w prawo - bardzo powoli, prawie spacerkiem na tym fragmencie super śliskiego asfaltu, później Stradom oczywiście torowiskiem i już jestem na Szewskiej. Myślę sobie nie zostawię Królowej na pastwę zamieci i kieruję się pod prąd aby wjechać do wejścia kamienicy, pod dach, byle dalej od tego okropnego śniegu. Jadę więc a tu nagle wyrasta mi przed nosem biały teleobiektyw 70-200.... patrzę... znam tego człowieka ! Tak, to mój towarzysz w doli i niedoli, oczywiście robi mi fotkę i idzie dalej realizować zlecenie od fotoedytora: "powrót zimy".

Taki mały elefantentreffen spotkał mnie w centrum Krakowa. Było mi bardzo miło.